Jeszcze ciągle zamieszkałe familoki
Jeszcze ciągle zamieszkałe familoki
Szamanka Szamanka
1168
BLOG

Śląska tożsamość - dylematy, kontrasty i kapliczki.

Szamanka Szamanka Społeczeństwo Obserwuj notkę 76

 

Ślązacy szukają potwierdzenia  swej tożsamości. Cokolwiek to dla nich, dla nas, oznacza. Jadąc od Gliwic w kierunku Raciborza mija się miejscowości z podwójnymi nazwami. W języku polskim, a u dołu – w niemieckim.
A jak odbierają to sami mieszkańcy tychże wsi?
Absolutnie nie jest to dla wielu z nich „powrót do korzeni”. Mniejszość niemiecka ma skądś na to pieniądze, wzmacnia to ich iluzję, że są pod specjalną opieką Niemców, gdyby na przykład Polskę podzielono między ruskich i niemieckich.
Tak mniej więcej brzmią wyjaśnienia generacji 70+.
Oni mają zachowaną w pamięci historię Śląska znaczoną pruskimi familokami, pruskimi właścicielami kopalń, wyjazdami, jeszcze dobrze przed wojną, „ na saksy”, volkslistą i przymusowym wcielaniem mężczyzn i chłopców do Wehrmachtu.
Kolejną cezurą jest front w 1945 roku, kiedy sowieci stali w lasach, stamtąd ruszali do ataków, a przerwy w walkach były gehenną dla mieszkańców zarówno wsi, jak i miast. Po nich zostały wypalone miasta, chore na syfilis kobiety.
Ucieczki licznych  grup kobiet, dzieci i starców przed frontem, w styczniu i lutym 1945, począwszy od Szymocic, Jankowic w kierunku Gliwic, czasem była i koza na postronku, by było mleko dla niemowląt,  są wspominane do dziś, jak horror. Tamte dzieci, to dziś generacja 70+.
Nie ma co wyciągać zbyt daleko idących wniosków. Nie wszyscy z nich są członkami mniejszości niemieckiej.
Ale wszyscy szukają  potwierdzenia, kim są i gdzie tkwią ich korzenie.
Może niespokojne czasy, brak stabilnej polityki w Polsce, wyjazdy młodych za granicę, wyludnianie się miast i wsi, upadający i katastrofalnie zrujnowany świat familoków, napawają obawą, że znów ktoś następny uzna, że Ślązak jest tylko do roboty, a od myślenia będą tu obcy?
Kiedy Buzek i Balcerowicz zamykali kopalnie, Śląsk poczuł oddech śmierci.
Brak pracy to degradacja społeczna, konieczność organizowania środków do życia, to poniżenie, a wyjazd na saksy to pozostawienie domu, rodziny i podróż w nieznane.
Zatrzęsła się ziemia pod naszymi nogami. Bracia, ojcowie, a z czasem i siostry, matki, zaczęli opuszczać Śląsk.
Co tam Śląsk!
Opuszczali domy, zostawiając rodziców, żony, dzieci.
Nie tylko w miastach jedzie się wzdłuż straszących oczodołami rozbitych okien domów z brązowej klinkierki. Na wsiach widać coraz częściej szyldy na płotach „Dom do sprzedania”, „Działka do sprzedania”.
Właściciele albo wybrali za granicą pobyt stały, albo, starsi już, tu umarli. A dzieci zostały tam, gdzie jest praca.
Tę nową rzeczywistość obserwuje się na Śląsku, który jeszcze w latach 70. ubiegłego wieku uchodził za najbardziej stabilny region Polski.
Ta sytuacja zachwiała także poczuciem pewności siebie mieszkańców, którzy na Śląsku zostali. Nie chcą wyjeżdżać stąd, bo tu są w domu.
Tylko potrzeba im pomóc i wesprzeć  ich poczucie wspólnoty. Odebrać nostalgię za minionym, a to, co wokół nich istnieje, potwierdzić jako ich wspólne dziedzictwo, świadectwo ich siły.
Taką rolę spełniają kapliczki wiejskie, których utrzymaniem zajmuje się prawie zawsze cała wieś.
To duchowe miejsce spotkań.
Wczoraj w Jankowicach, gmina Rudy, w gronie licznie zgromadzonych mieszkańców, obejrzałam film pt. „Kapliczki wiejskie. Świadectwo wiary i polskości”. Film powstał w Chicago, ale materiały zabrała eska. Skatalogowała małą architekturę wiosek związanych z zakonem Cystersów w Rudach.
Wykonała zdjęcia kapliczek w Jankowicach, Rudach, Solarni, Trachach, Bogunicach, Budziskach i  wielu innych śląskich wsiach.
Ich historię podała albo w oparciu o legendę, albo według znalezionych materiałów pisanych, dostępnych w parafiach, gminach, w internecie.
Film jest zwiastunem książki, która ukaże się niebawem, a która obejmuje pełną inwentaryzację kapliczek związanych z zakonem Cystersów wokół Rud.
Te kapliczki żyją. Są własnością poszczególnych wsi, mieszkańcy je remontują, wyposażają, dekorują i tak podkreślają wartość miejsca kultu Matki Boskiej lub Jana Nepomucena.
Bo takie figury i obrazy znajdują się najczęściej na ołtarzykach.
W filmie oglądamy  fragmenty nabożeństw majowych, różańcowych, a mieszkańcy opowiadają krótkie historie związane z powstaniem kapliczek, specjalnymi wydarzeniami, ale i potrzebą spotkań modlitewnych wszystkich mieszkańców właśnie w takim miejscu.
Po filmie mieliśmy okazję do rozmów z widzami, a ci chętnie uzupełniali wiadomości o sobie, swoim udziale w sakralnym życiu mieszkańców.  Jedną z kwestii był problem, kim jesteśmy. Modlimy się po polsku, czcimy Matkę Boską Częstochowską,  a wieś ma polską nazwę, nie mamy niemieckiego szyldu, podkreślały kobiety. Rozmawiałyśmy gwarą, doskonale tu zachowaną, sama jej czasem używam.
Panie w wieku około 40 lat opowiedziały, jak w jednej ze szkół średnich  Raciborza, polonistka stale zwracała im uwagę, że nie potrafią mówić….po polsku!
Gwara śląska ma głębiej osadzone samogłoski, a nosówki przechodzą w –em, -om, -ym.
Czy to musiało polonistkę drażnić?  Zapewne tak, przecież pracowała w mieście!
 Ale inna z pań opowiedziała, że w szkole w sąsiedniej wsi także miała ten sam problem. Była stale upominana:  „ mów czysto po polsku”!
Pomijam, że to kalka językowa , zupełnie niepoprawna,  ale potwierdzam, że używa się jej do dziś wśród starszych, bo dzieci na Śląsku już gwary nie znają.
Inna z kobiet opowiedziała, że jej babcia jako dziecko dekorowała kapliczkę, a dźwięk sygnaturki obwieszczał wsi, że jeden z jej mieszkańców właśnie umarł. Nie było klepsydry, każdy się domyślał, bo wiedzieli, kto był bardzo chory.
Wspólnota, którą odczuwają jeszcze dziś, kiedy spotykają się na modlitwie w swojej kapliczce. Jak babcia, mama, dziadek…
-„Jak dobrze, że przyszłam ten film obejrzeć. To o nas jest”- powiedziała inna.
A potem dodała, że we wsi Żytna, skąd pochodzi jej mąż, też odnowiono kapliczkę i ludzie modlą się tam już regularnie.
Świadectwa wiary, spontaniczne, dobrowolne.
Kontrast między tragicznie umierającymi środowiskami wokół kopalń, zamieszkałymi jeszcze  ruinami familoków, a zadbanymi wsiami, wypielęgnowanymi ogrodami, odnawianymi kapliczkami, to potwierdzenie utożsamiania się mieszkańców z miejscem do którego należą. Tak ma wyglądać dom.
I śląska mentalność  też się potwierdza: trzeba po sobie zostawić coś dobrego, pożytecznego. Dziś już samo posadzenie drzewa nie wystarczy.
 To wszystko zostało filmem eski zauważone, zapisane, a mieszkańcy wsi poczuli się w swoich zabiegach o życie duchowe, docenieni. To wyrażane  było właśnie w naszych rozmowach przy kawie,  po pokazie filmu  i prelekcji eski.
 Cieszą się na zapowiedzianą książkę, której próbny egzemplarz eska pokazała zebranym.
Film pt. „Kapliczki wiejskie. Świadectwo wiary i polskości” powinien zostać rozpowszechniony w każdej wsi. Nie wiem, czy samorządy na to stać.
Rozmawialiśmy jeszcze długo w noc, szukając odpowiedzi na pytanie, dlaczego akurat teraz potrzebne jest Ślązakom potwierdzenie ich polskiej tożsamości.
Ale to chyba problem wszystkich Polaków  tej dziwnej III RP.
I celowo nie nazywam tego tworu Polską.
 
 
 

Zobacz galerię zdjęć:

Klasztor Cystersów, Rudy
Klasztor Cystersów, Rudy Kapliczka wiejska pod patronatem św. Izydora,  Jankowice, koło Rud
Szamanka
O mnie Szamanka

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo